Witajcie Kochani :)
Dużo rzadziej robię sobie takie typowe, włosowe spa. Odkąd mam już dwójkę chłopaków, wieczorem marzę tylko o tym, żeby iść spać, a nie nakładać na włosy oleje i maseczki :) Dlatego tym razem włosowe spa odbyło się w sobotę rano. Moje włosy lubią od czasu do czasu, jak zafunduję im prawdziwą, proteinową bombę keratynową. Tak było i tym razem, dzięki czemu całkiem mocno się pokręciły jak na ich możliwości. Zobaczcie, co tam smacznego im zapodałam ;)
W piątek wieczorem nałożyłam na suche włosy porcję ukochanego oleju krokoszowego - nadal jest on moim ulubionym olejem i chyba żaden inny go nie przebije ;) W sobotę rano zmyłam go szamponem peelingującym od Anwen - lubię ten świeży, miętowy zapach i nawilżenie, jakie zostawia na moich włosach. Następnie nałożyłam na włosy bardzo ciekawy miks - pół saszetki maseczki anwen do włosów o średniej porowatości, pół saszetki maseczki do włosów niskoporowatych, 10 kropel keratyny hydrolizowanej oraz 5 kropel oleju z pestek śliwki. Zachciało mi się eksperymentów - i bardzo dobrze ;) Wszystko potrzymałam pod czepkiem i ręcznikiem 15 minut, po czym bardzo dokładnie spłukałam. Na ociekające wodą włosy nałożyłam porcję kallosa color - już go nie rozwadniam, daję normalnie, tylko po prostu troszkę mniej, niewielki groszek. Minimalnie odcisnęłam wodę rękoma, wyprostowałam się rozczesałam włosy palcami i zaczęłam wgniatać mój ulubiony żel - syoss men power hold. Poszło go całkiem sporo, prawie łyżka, normalnie daję około łyżeczki. Pogniotłam chwilkę włosy i podsuszyłam suszarką z dyfuzorem. Później wstała moja ząbkująca Koalka na przytulanie, więc musiały doschnąć same ;) Po wszystkim odcisnęłam mooooocne strączki z żelu i zrobiłam zdjęcia:
Włosy całkiem mocno się skręciły jak na ich możliwości :) W dotyku były bardo przyjemne, mimo że dostały naprawdę sporo protein - aminokwasy z maseczki do niskiej porowatości, keratynę i jedwab z maseczki do średniej porowatości oraz 10 kropel dodatkowej keratyny ;) Wszystko jednak odbywało się w nawilżająco-emolientowym towarzystwie, dlatego wyszło całkiem fajnie. Pytaliście mnie o to, jaki kolor mam na głowie. Najpierw był garnier olia 6.60, a potem joanna multi cream 43 płomienny rudy - i wyszło takie coś ;) Teraz będę celować w color&soin, bo jednak troszkę te farby suszą włosy - choć nie jakoś tragicznie.
Jak często fundujecie włosom taką bogatszą pielęgnację? Ja postaram się raz na tydzień i będę Wam wklejać efekty, zaniedbałam je troszkę ostatnio :) Całuję :*
uwielbiam takie dni na beauty :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie u mnie ostatnio brakuje takiej bogatej pielęgnacji.
OdpowiedzUsuńCzyli ta farba dobrze kryje, skoro przykryła ciemniejsze odrosty po Olji? A która bardziej wysusza?
OdpowiedzUsuńCzemu już nie rozwadniasz Kallosa?
I czy myślisz, że aby nie wysuszyc wlosow proteiny można stosować tylko z nawilzaczami lub tylko z emolientami?
A ja trzymam proteiny ostatnio po 40 minut i więcej, bo nie chcą działać, ciekawe czy to już swoje robi henna czy wrodzona niska porowatość :D
OdpowiedzUsuńJa właśnie mam w planach jutro rozbudowaną pielęgnację, bo ostatnio był non stop minimalizm xD
OdpowiedzUsuń