Witajcie Kochani :)
Nowy Rok już za nami, ja tymczasem chciałabym zrobić zaległą włosową aktualizację :) W połowie grudnia postanowiłam zrezygnować z henny - napiszę Wam o tym osobny post, ponieważ powodów było kilka. Nie chcę jednak na razie wracać do naturalnego koloru, postawiłam zatem na drogeryjną farbę garnier olia. Opinie słyszałam o niej różne, a że zakup był dość spontaniczny, padło właśnie na garniera. Końcówki są po niej nieco bardziej suche, nie ma jednak tragedii. Zobaczcie, jak prezentowały się moje fale w grudniu i czym je pielęgnowałam.
Najczęściej noszę takie delikatne fale, skręcone na końcach, po koczku ślimaku.
Mycie:
Włosy myłam moimi ulubionymi szamponami ecolab (wersją wzmacniającą i odżywczą) - nie mam ochoty próbować żadnych innych :) Raz na jakieś 1-2 tygodnie oczyszczałam je zwykłym szamponem familijnym - mój ulubiony, mocny, oczyszczający szampon.
Odżywianie:
Zimą zawsze stawiam na dużą ilość emolientów - na włosach najczęściej zatem gościła odżywka garniera z żurawiną i olejkiem arganowym - to mocno dociążająca, emolientowa odżywka, praktycznie bez nawilżaczy. Raz na jakiś czas stosowałam maskę garnier oil butter - jednak nie za często, ponieważ wtedy lekko mnie przesuszała (kokos, ekstrakty i alkohol). Napiszę Wam niebawem recenzję ;) Nawilżacze stosowałam tylko pod olej - zimą żadna inna metoda się u mnie nie sprawdza. Pod olej lądowała zatem silikonowa i mocno nawilżająca maseczka Anwen do włosów wysokoporowatych. Proteiny stosuję już rzadziej, niż kiedyś - maksymalnie raz na tydzień - coś mi się włosy zmieniły, albo to ta zima ;) Protein dostarczała mi maseczka Dr. Sante z olejem makadamia. Czasami sięgałam po którąś z maseczek cien z lidla, ale rzadko ;)
Olejowanie:
Olej starałam się nakładać raz w tygodniu - przeważnie się udawało. Najczęściej olejowałam na maseczkę Anwen - inaczej każdy nawilżacz zimą mnie puszy. Skończyłam czarnuszkę i olej konopny. Przede mną testy oleju kameliowego, już czeka na mnie w lodówce :D Końcówki zabezpieczałam olejkiem z isany, tym takim żółtym z silikonami ;)
Stylizacja:
Bardzo rzadko stylizuję już włosy żelem, po hennie skręt trzyma mi się pierwszy dzień, a i to niecały ;) W łazience nadal stoi arsenał żeli i kremów do loków, nie wiem, co ja z nimi zrobię hehe ;) Włosy najczęściej suszę chłodnym nawiewem na prosto, a później zawijam na kilka godzin lub na noc w ślimaczka albo pętelkę. Dzięki temu otrzymuję rano lekkie lub mocniejsze fale, które wywijają się na samych końcach.
Na dobre jednak odstawiłam hennę i mam nadzieję, że włosy będą kręcić mi się z czasem coraz mocniej - henna jednak wbiła gwóźdź do trumny mojego skrętu :( Kiedy doproteinuję włosy i porządnie je ugniotę, całkiem ładnie się kręcą, niestety tylko jeden dzień. Oby z czasem było lepiej, już nigdy więcej henny ;)
Jak Wasze włosy miewają się w Nowym Roku? :) Całuję :*
Ja od nowa walczę o skręt. Staram się to osiągnąć za pomocą naturalnych szamponów i masek z zawartością olejów.
OdpowiedzUsuńUrocze są takie fale na końcach :)
OdpowiedzUsuńCałe szczęście że wstrzymałam się z farbowaniem włosów i nie zdecydowałam się przy tym na henne, bo myślę że byłoby tak jak w Twoim przypadku :)
OdpowiedzUsuńPięknie się kręcą :)
OdpowiedzUsuńMi też by się przydało kupić szampon z EcoLab :D