Witajcie Kochani ;)
Kallosy to ostatnio moja nowa miłość - skusiłam się do tej pory na wersję latte, color, bananową, algową, blueberry, cherry i czekoladową. Uwielbiam zapach czekolady w kosmetykach, zatem musiałam zdobyć również takiego kallosa :) Po przedwczorajszych pochwałach na temat wersji jagodowej, czas na dzisiejsze, małe czekoladowe rozczarowanie.
Skład:
Aqua, Cetearyl Alcohol,
Cetrimonium Chloride, Propylene Glycol, Hydrogenated Polysobutebne,
Parfum, Cyclopentasiloxane, Dimethiconli, Panthenol, Theobroma Cacao
Extract, Hydrolyzed Ceratin, Hydrolyzed Milk Protein, Citric Acid,
Benzyl Alcohol, Metchylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone.
W składzie zaraz po wodzie widzimy emolient, antystatyk, nawilżacz, kolejny lekki emolient i zapach. Po kompozycji zapachowej, czyli w niewielkich ilościach - dwa lżejsze silikony, panthenol - nawilżacz, ekstrakt z kakao, hydrolizowana keratyna oraz hydrolizowane proteiny mleczne.
Zapach i konsystencja:
Kallos chocolate nie pachnie o dziwo czystą czekoladą, dla mnie to bardziej wyrób czekoladopodobny. Zapach jest bardzo przyjemny i wyczuwalny na włosach po zmyciu, choć nie tak intensywnie, jak w wersji latte. Konsystencja - kremowa, dość gęsta, bardzo przyjemna, choć mniej bogata, niż w werjji blueberry czy banana.
Opakowanie:
Zgrabny, nieduży słoiczek, z miękkiego plastiku, widać ubytek kosmetyku. Nie mam zastrzeżeń ;)
Działanie:
Przechodzimy do działania czekoladki - tutaj już niestety nie będzie tak różowo, jak w przypadku wersji blueberry. Kallos chocolate, używany solo niestety mniej lub bardziej puszy mi włosy. Nie dociąża ich, nie nawilża odpowiednio, są po nim szorstkawe, takie matowe, bez blasku. Dość podobnie zareagowały na kallosa latte, o którym pisałam w tym poście. Nieco lepiej zachowuje się z dodatkiem ulubionego, dociążającego oleju (np. pestki śliwki). Jednak to i tak nie jest taki efekt, jak po ulubionych maseczkach i odżywkach. Mogłabym podejrzewać, że kallos ten nie spisuje się teraz dobrze, ponieważ pogoda i zima nie dopisuje, ale używałam go również ze 3 razy już kilka miesięcy temu i efekt był niestety taki sam. Nie zauważyłam obciążenia.
Tutaj już z dużym dodatkiem oleju z pestek śliwki, lepiej, ale nie idealnie:
Zobaczcie, co dzisiaj przyszło w mojej paczuszce i co będę testować już od dziś? :)
Kallosa cherry prezentuje moja śliczna siostrzenica Maja ;)
Rośnie nam nowa włosomaniaczka, niech uczy się od najmłodszych lat :D
Miałyście już czekoladkę? Opinie na KWC ma w miarę dobre, choć nie tak ładne, jak innych kallosów :) Całuję:*
A ja go bardzo lubię, nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Czekam na wykończenie zapasów i muszę wypróbować cherry i blueberry :)
OdpowiedzUsuńO widzisz, no to dobrze, że się polubiliście :)
Usuńnie miałam jeszcze na razie tylko latte testowałam
OdpowiedzUsuńLatte nie zostawiło mi miłych wspomnień :)
UsuńCo za śliczna Przyszła Wlosomaniaczka! :))
OdpowiedzUsuńPrawda :):)
UsuńUlala widzę,że moja córcia będzie Twoją modelka kallosową!:D Dzisiaj ja będę testować czekoladkę to dam znać. Efekt powinien być fajny, bo to co Tobie nie służy mi służy i odwrotnie:). Buziaki kochana:*
OdpowiedzUsuńI co - całkiem fajnie wyszło, wiadomo ;)
UsuńCzekoladka w skali od 1 do 6 uzyskała mocne 5:)
UsuńU mnie tylko z olejem lnianym miała prawo bytu w mojej łazience i na włosach i się nie sprawdziła :(
OdpowiedzUsuńU mnie nawet z olejem nie jest idealnie niestety ;)
UsuńKallos pasuje Mai do całości dzisiejszej stylizacji :D
OdpowiedzUsuńMnie generalnie Kallosowy szał omija, ale jeśli Cherry się u Ciebie sprawdzi i, przede wszystkim, będzie pachniał wiśniami/czereśniami, to chyba kupię :) Także czekam na recenzję :)
Oj tak, Majusia obrana pod kolor kallosa :)
UsuńPachnie wiśniowo! :):) Na pewno dużo ładniej, niż blueberry ;)
Czekoladowego z pewnością nie kupię.Jestem ciekawa jak się Cherry sprawdzi.
OdpowiedzUsuńJestem już po 1 razie z nim i jak na razie zapowiada się dość obiecująco :)
UsuńU mnie Latte czeka na otworzenie jak na razie.
OdpowiedzUsuńNie chcę wracać myślami do latte :P
Usuńa to właśnie mój ulubiony kallos. Ponieważ wszystkie kallosy robiom na moich włosach- nic, to stwierdzam że ten jest najlepszy, bo chociaż ładnie pachnie ;)
OdpowiedzUsuńHe he he, no tak :)
UsuńWersja czekoladowa nie ma tak fajnego składu jak blueberry czy banana, więc może stąd ten puszek :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że też za mało emolientów może mieć i dlatego :)
UsuńNie przekonują mnie te kallosy jakoś... Wolę włosy olejować;) Maja ma zaciesz;D
OdpowiedzUsuńMnie kiedyś bardzo nie kusiły, aż trafiłam na keratynowego i przepadłam :D
UsuńKusila mnie i ta czekoladka, ale jak jednak slabo dociaza, to mnie juz przynajmniej kusic nie bedzie ;)
OdpowiedzUsuńMaja przesliczna :) Widac, ze wlosomaniacto ma we krwi ;D
Majusia nie będzie miała wyjścia - mama i ciotka włosomaniaczki :):)
UsuńPrzez dłuższy czas używałam tylko Kallosów ale jakoś mi się już znudziły, teraz mam Scandic i Bingo Spa, póki co jestem zadowolona, są miłą odmianą.
OdpowiedzUsuńDołączam do obserwatorów, pozdrowionka! :)
Ja tak cały czas kallosów bym nie mogła, ale lubię je tak wplatać w pielęgnację :)
Usuńnie miałam jeszcze czekoladki, ale i tak jestem ciekawa jak sprawdzi się na moich włosach
OdpowiedzUsuńNie jest droga, to nie będzie bardzo żal, jeśli się nie sprawdzi ;)
UsuńNie nazwałabym Twoich włosów "matowym siankiem" - serio ;)
OdpowiedzUsuńBo tego na zdjęciu naprawdę tak nie widać, w dotyku naprawdę były matowe i nieprzyjemne ;)
UsuńJak zobaczyłam Kasię robiącą zdjęcie kalloska cherry od razu do niej krzyknęłam żeby poczekała, bo jej Maję niosę, akurat tego dnia była ubrana pod kolor odżywki. Ona z takim zacieszem reaguje na wszystko co nowe:D. Prawdziwa kobietka,szybko się nudzi i domaga się nowych doznań:P. (pogodna z niej dziołszka) Moja historia włosowa zaczęła się dzięki Kasi, a pomyśleć że kiedyś byłam przeciwniczką robienia czegokolwiek z włosami, a teraz się uzależniłam - zresztą jak zobaczyłam efekty to przepadłam haha. A olejowanie włosów i efekty po nim są mmmm bombowe. Ja także pozdrawiam wszystkich obserwatorów:-)(-:. A dla Ciebie siostrzyczko muah:-*
OdpowiedzUsuńDostaniesz chyba Myszo czekoladowego w spadku :)
UsuńSpadek przyjęty!Thx moja specjalistko włoskowa:* Test zadowalający, lecz nie porywający jak to bywało po jagódce. Zapach hmm faktycznie czekoladopodobny;). Ja to się z każdym kallosem lubię, tylko z jednymi bardziej, a z innymi troszkę mniej,. Ale miłość kallosowa trwaaa:D
UsuńNie miałam, ale nadal mam ochotę. Mam nadzieję, że u mnie lepiej się sprawdzi :)
OdpowiedzUsuńPewnie, nie ma co się zrażać, opinie ma całkiem fajne :)
UsuńSama mam podobne odczucia, post na ten temat czeka na opublikowanie :D Tylko że u mnie zamiast puszyć- sprawia, że włosy zbijają się w strąki :(
OdpowiedzUsuńCzyli u Ciebie też się nie sprawdził - szkoda ;) Ale chyba polubiła go moja siostra :)
UsuńPrześlę Twój wpis koleżance, która dopiero co sobie tego Kallosa zamówiła :))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się od razu nie zrazi ;);)
UsuńKallosy dla moich włosów to wciąż jedna wielkie nie porozumienie. Miałam od koleżanki tylko odlewki, ale po żadnej z nich nie byłam zadowolona. ;/
OdpowiedzUsuń